Sylwester we Vrsar

alt

Byliśmy świętować Sylwestra i Nowy Rok w Chorwacji we Vrsarze. Oczywiście głównym powodem wyjazdu były skoki nad samym Adriatykiem, i mimo kiepskiej pogody jak na warunki śródziemnomorskie udało nam się wykonać kilka skoków

Już dawno chodził za mną Vrsar i skoki w tym miejscu. Znaczy się w okolicy bywałem już ale w czasie gdy nie było samolotu do skakania. Okazja innego spędzenia Sylwestra nadeszła wraz z ogłoszeniem przez organizatora skoków informacji o sylwestrowym boogie we Vrsarze (jak co roku zresztą). Więc hasło że wybieram się z żoną i dwa miejsca wolne w samochodzie jeszcze. Więc ruszamy z Guniakiem i Świrkiem, droga znana, w 10 godzin jesteśmy na miejscu. Relacja spisywana bezpośrednio podczas pobytu:

Śro 17:44, 30 Gru 2009
Na razie pozdro od Guniaka i Świrka,
coś więcej napiszemy wieczorem, wcześniej nie odkryłem jeszcze netu, a teraz idziemy na basen.

Śro 21:32, 30 Gru 2009
Kurde, nie chce sie pisać. Po basenie wszyscy osłabli, gruszkowa rakija osłabia jeszcze bardziej.
Na razie zwiedzamy (wtorek, środa).
W poniedziałek 4 wyloty, wszystkie z nami na pokładzie. Zdjęć z powietrza czy samolotu jeszcze nie robiłem, ale zapewniam widoczki prima zott, tfu… zort. I jest sławny Turbolet z nie mniej sławnymi pilotami z Czech zbierającymi kukurydzę podwoziem z pola. W sumie dwa są.
Pewnie i tak nikt nie czyta, bo wszyscy myślami już na sylwestrze.
Jutro pogoda ma być lepsza, się zobaczyczy wyskoczymy.
O pomysłach wycieczkowo-urlopowo-skocznych, następną razom. Temat ciekawy, kontakty z miejscowymi hodowcami rakiji nawiązane. Mniam, figowa, cytrynowa, broskviniowa, gruszkowa, wiśniowa, piołunówka, miętowa, morelowa. Wszystko wypróbowane, mniam.

Śro 23:47, 30 Gru 2009
Nie śpię, rakija mnie nie zmorzyła w przeciwieństwie do reszty.
Znalazłem jakieś niezabezpieczone wifi więc ciągnę neta, może to z jakiejś knajpy w pobliżu.
Co mile zaskoczyło może nie tak mnie jak Guniaka, to brak żadnej kontroli dokumentów przed skokami jak u nas. Skoczek wypisuje registraćną kartę- nr lic., uprawnienia, ilość skoków, hlavny a rezervowy padak i podpis. W inną kartę wpisuje nazwisko i imię ucznia, niżej podpisuje się instruktor.
Z jednej strony pełen luz dla skoczków, i wątpię żeby ktoś miał ochotę oszukiwać, nie warto. Łatwo wylądować w Adriatyku lub zostać wyautowany przez organizatora skoków. W Polsce mamy urząd państwowy sprawujący kontrolę i nadal będzie gnębienie papierologii.
Marzy mi się wyjazd większą grupą tutaj, całą sekcją, można pozwiedzać i odpocząć kto nie skacze (rodziny skoczków), ew. skoczyć w tandemie i popatrzeć na ekstra widoczki. Studenci oczywiście też mogą przyjechać i skoczyć afa, lecz trzeba odrobiny samodyscypliny przy lataniu pod czaszą.
Do maja jeszcze nie ma niemieckich turystów, których psy srają gdzie popadnie. U siebie zabulą 200 EU pokutu, a w Chorwacji wolno, przecież jest demokracija.
Trasa zrobiona w 10 godz. z przerwami na zatankowanie autoplinu i fajki pasażerów, więc luzik. Spanie obcykane, pensjony w granicach 10 eu za noć, nie drogo. Kraby w morie s darma.
Lotnisko nie duże, start w kierunku morza, w przypadku obcięcia silnika miętkie wodowanie w kanale, myślę że sto razy bezpieczniejsze niż przyziemienie w kukurydzy w Mirosławicach. Stoją na tym letiszcze dwa Turbolety z Adria Istria Airlines czy jakoś tak i niszczeją od dłuższego czasu. AN-2 też jest, rozbebeszony i bez silnika. Muszę pogadać z miejscowym gościem od skakania, jest tam Cessna 206, z której najpewniej skaczą. Może na tym się będzie można oprzeć w razie braku Jarowego L-410.

Czw 9:35, 31 Gru 2009
Guniak:
Dopchać się do kompa przy Łukaszu to bardzo łatwa rzecz, dlatego piszę teraz kiedy jeszcze śpi…
Zawsze marzyłem żeby skoczyć nad morzem, ale kiedy samolot krótko po oderwaniu znajduje się jakieś 50m nad morzem a piloci w radości robią już pierwszy zakręt i ukazuje się coraz bardziej urozmaicona linia brzegowa z niezliczona liczbą wysp i wysepek otoczonych białą otoczką wypłukanych wapieni a radość potęguje się wraz z wzrostem pułapu, piloci na 2kmach stabilizują lot zapala się żółte światło… po co? Ano dla sesji zdjęciowej zza otwieranych drzwi widać nie tylko wyjątkowy relief wybrzeża Adriatyku i panoramę Vrsaru, Funtany (gdzie mieszkamy) i Poreću ale również ośnieżone szczyty Alp…
To wszystko zweryfikowało moje mniemanie o mojej bujnej wyobraźni…

Czw 17:33, 31 Gru 2009
Dzisiaj pogoda się polepszyła, o 10tej jesteśmy na starcie. Chłopaki już wsiadają do samolotu, ale właśnie przyszło pełne pokrycie na 300-400 m i kapuśniaczek.
O 14tej hasło że jedziemy na most, będzie skakane z mostu BASE. Jedziemy kilkanaście km pod most po którym nie wolno chodzić bo kamery są. Ale zima jest, policja śpi. Kolega hycnął i od razu telefon że się przetarło więc ekipa pędem wraca na lotnisko. Idzie pierwszy wylot, drugi samolot się szykuje do startu z pasażerami na „panoramu” więc staropolskim chytrym zwyczajem wcisnąłem się na krzywego ryja za 10 ojro. Lucyna za darmochę na zwiedzanie. Ze mną było 4 Czechów do skakania jeszcze. W drugim oficjalnym wylocie poszedł sobie znowu Guniak i obcykał sita.

Czw 18:47, 31 Gru 2009
Guniak:
Obrazków rodem z widokówek z ciepłych krajów ciąg dalszy, przy czym najpierw przygotowanie do skoku łącznie z podejściem do letadła, rozbiórka bo nisko, następnie długie opowieści Cieńkiego i Kucharza, potem przejazd serpentynami (też emocjonujące (kierował tato)) pod most 152 m, gdzie jakiś Polak dygnął na sprzęcie BASE i przyśpieszony powrót na lotnisko bo już Jaro (org.) dzwoni że bluesky, no to przyśpieszone ubieranie i do góry, no i podobnie jak w poniedziałek rzzzzzzzzzzzzzyn koniec pasa i morze 50 m pod nami, wieje inaczej górą ktoś ląduje w winnicy, Świrek trzyma genialnie kierunek i ląduje z najmniejszym problemem (brawo), lądowanko i zakusy na jeszcze jeden, składam się szybko (bo tato poszedł już był na krzywca innym letadłem) mokro ale ze sprzętu nie kapie, więc idę jeszcze raz, doginam kolana bliżej piersi, pięty do dupki i sit do samego sygnału na 1400 już czuję że to chyba to…
teraz już tylko rakija, przeżywka, długi spacer przed północą do swoich i otrzeźwiający powrót bo rano o 10tej 5000 meters już jesteśmy zaplanowani…

Pią 21:27, 01 Sty 2010
Dzisiaj pogoda była do kitu, od rana chmury chodziły nisko i kapało prawie cały dzień, jutro ma był podobnie chociaż w przedwczoraj też nic dobrego nie wróżyło a jednak wyszło kilka wylotów.
Sylwester minął jednym lepiej, jednym troszkę gorzej chociaż do 9 rano Świrek z Guniakiem byli na nogach co mnie bardzo zdziwiło. Co do samej imprezy sylwestrowej to wyszło na to że Chorwaci to straszne mumie bez ochoty do zabawy mimo że Świrek próbował rozruszać towarzystwo w wielkim namiocie gdzie w Porecu była impreza. Chciała interweniować ochrona, ale w/w był szybszy i znikał z wybiegu gdzie przygrywała fajna kapela.
Teraz siedzę sam w kuchni, Lucyna coś dzierga z nitką i igłą, a chłopaki poszli gdzieś do knajpy. Nie wiem po co bo przed wyjściem zdawali się być już „gotowi”.
Minimum wykonane, żona wypoczęta i zrelaksowana, kilka skoków zaliczonych, Pula i okolice zwiedzone. Samolot zostaje na miejscu, skakane będzie co miesiąc, w lato będą długie terminy więc przyjemne z pożytecznym można coś uskutecznić.

Nie 21:36, 03 Sty 2010
Jesteśmy w domu, śnieg i minusowa temperatura od połowy Słowacji. Już w Polsce trafiona młoda sarna- straty to sarna i jedna żarówka w przeciwmgielnych.
Przydałoby się wrócić tam znowu.

Pon 21:26, 04 Sty 2010
Guniak:
Miło jest, naprawdę miło w kontraście do pewnej Polskiej strefy gdzie zaraz po przyjeździe patrzą na ciebie oczy wyraźnie wprost mówiące „czego!?”, gdy obcokrajowiec we Vrsarze wyraźnie sprowadza rejestrację do minimum, daje pakiet biletów NA KREDYT (bo płaciliśmy po skokach) i nienamolnie zachęca do kolejnego skoku do tego stopnia że ostatni wylot liczył 10 skoczków! Ja sobie zdaję sprawę że inaczej musi być gdy będzie więcej skoczków i lepsza pogoda ale wiszące trzy listy załadowcze naprzód świadczą o jasnych regułach i bezintryganckich intencjach.

Wto 21:02, 05 Sty 2010
Jeszcze kawałek historii mrożącej krew w żyłach mi się przypomniał.
Wracamy już do Polski, bagażnik załadowany full, zamiast jedzenia wziętego do Chorwacji wieziemy litry rakiji. Rura prawie dotyka asfaltu, granica chorwacko-słoweńska, Chorwaci nie patrzą w ogóle na dokumenty, Słoweniec na drugiej bramce patrzy, puszcza dalej, zatrzymuje nas ichniejszy celnik i każe otworzyć bagażnik. Kurde, ile alkoholu można wwieź do Unii czy samej Słowenii? Mamy przesrane, wychodzę z auta i mówię że jesteśmy padobrańce i skakali my na letiszcze we Vrsarze. – Aaaa, dobro- gość machnął ręką, mamy jechać. Gruszkowica uratowana.

altaltaltaltaltaltaltaltaltaltaltaltaltaltaltaltaltaltaltaltaltaltaltaltaltaltalt

Komentarze
Posted in Aktualności.