Wypad na sylwestra do Chorwacji uważam za udany, poniżej relacja, zdjęcia i film z tego co się działo
Prolog.
W drogę Mościpanowie….
Da li bóg, to relacyję z wyprawy będziem notować tutaj, w skrybę się zabawiając, o ile zastaniem na miejscu to coś w powietrzu krążące, wifi internetem nazywanem.
Do kraju bliskiego, a jednak dalekiego Chorwacyją zwanego, choć traktem bitym w kilkanaście pacierzy dotrzeć powinniśmy, przy okazyi odsiecz drugą wiedeńską wypróbować, Graz, Liublianę i Maribor w następstwie minąć bez przeszkód żadnych nadzieję mając.
Waćpanny miejscowe pożegnawszy, darkami skromnemi obdarowywując by żewnemi łzami z tęsknoty się nie zalewały i miło nas wspominały, wyruszać nam przyszło póki miesiąc jeszcze świeci nad nami, a gadzina wszelaka śpi w zagrodach swoich nie budząc gospodarzy jeszcze, z nadzieją na poderwanie dziewek miejscowych i przy tym rebelyi jakowejś nie rozpocząć z kawalerami panien owych.
By rok ostatni zostawić we wspomnieniach tylko, z daleka od kraju naszego, kozim synem Maciarewiczem przesiąkniętym – co dobre się wydarzyło w pamięci pielęgnować, a złe wymazać.
By nabrać sił na nowe niespodzianki życia nieznane, gniew zdusić do bliźniego swego bliskiego ostatniego i trunków miejscowych znamienitych wypróbować, rakiją zwanych w postaciach różnych- od kajsijevačy, kruškovačy, smokvovačy do medovačy i višnjevačy kończąc.
A co najważniejsze powietrza południowego poprzecinać ze spadochronem skacząc.
Dzień 0.
Przyjechalim na miejsce.
Jak słowo się rzekło wpadliśmy do Wiednia i wszyskich napotkanych turków w pień wyrżnęliśmy- huk samopałów rozległ się, czerwone światła rozdarły ciemności. Tętent koni zmieszał się ze szczękiem żelaza, głosy poczęły wrzeszczeć: Hałła! Hałła! Jezu Chryste! ratuj! bij!. Potem kozaków zaporoskich uwolniwszy z jasyru tureckiego, pod parolem obiecawszy że służyć wiernie będą Jaśnie Oświeconemu królowi Sobie..tfu Komorowskiemu, wysłani wolno zostali do kraju naszego.
Gdy odjechali już z pół stajania, usłyszeliśmy pieśń ichniejszą:
Oj wyzwoły, Boże, nas wsich, bidnych newilnykiw,
Z tiażkoj newoli,
Z wiry bisurmanskoj —
Na jasni zori,
Na tychi wody,
U kraj wesełyj,
U mir chreszczennyj —
Wysłuchaj, Boże, u prośbach naszych,
U neszczasnych mołytwach,
Nas bidnych newilnykiw
Dokumentacyi fotograficznej nie opublikujemy z wydarzenia tego wiedeńskiego by niewiast białogłowych o mdłości nie przyprawiać.
Po dotarciu do Funtany pojechaliśmy jeszcze na lotnisko gdzie Lachy z Zielonej Góry i Poznania z nacjami innemi słowiańskimi zamieszanie spore przy samolocie robili. Sporo skoczków w tym roku, najwięcej z dotychczasowych sylwestrów we Vrsar.
Potem Janusza zostawiwszy z kolegami, na Limski Kanal dotarliśmy gdzie darmo rakiji wypróbowaliśmy tyle że mamy dość na cały dzisiejszy wieczór.
Jutro pogoda ma się zepsuć, niedobrze
Dzień pierwszy.
Pogody w rzeczy samej nie ma skocznej, poszliśmy więc spróbować kąpieli morskich o wodzie ze słoności wielkiej słynącej, gdzie członki same sie unoszą i chyba pływać umieć nie trzeba. Zimna trochę, lecz nie tak jak Bałtyk przy brzegach Rzeczypospolitej o tej porze gdzie zahartować się można w ćwierć pacierza. Wieczorem przy morelowicy i wiśniowicy czy jak zwał tak zwał, Adrian nasłuchał się sporo ode mnie i speca od wingsuita Janusza o początkach, emocjach, strachu, teorii i specyfice skakania. Dużo więcej niż na zwykłym kursie Janusz poopowiadał z własnego doświadczenia. Ja pierdziele, co za atmosfera. Mam nadzieję że to wpłynie pozytywnie na Adriana podczas najbliższych skoków.
Dzień drugi.
Poskakalim!
Do południa pogody nie było, Madziary chcieli z mostu BASE uskutecznić, ale zrezygnowali bo za mocno wiało w dolinie. Wróciliśmy więc na lotnisko i dwa pierwsze skoki a Adrianem zrobiliśmy, z pomocą słoweńskiego instruktora Tomaza. Widoczki z avionu miodzio.
Dzień trzeci.
Dla Boga! Grześku układaczu! Larum grają, skoczkowie z Piotrkowa przyjeżdżają, układać nie umieją, dupę zawracają i od mojej roboty odciągają. A ty gumek nie zrywasz, pack boya nie łapiesz!
Dzisiaj dzień piękny minął, większość roboty z Adrianem zrobiona, 10 wylotów wyszło, my 4 skoki oddalim. No i ta młodzież wcześniej wymieniona na koniec mnie tylko zestresowała, stojąc nade mną i stękając że zaplanowani są, a spadochrony nie ułożone.
Prócz tego velke skupiny ułożone i wykonane przez Lachów z Włocławka, Jana Husa krajanów, Słoweńców oraz braci z Księstwa Siedmiogrodu.
Jeszcze nowy rok w Poreću przywitamy po skokach i jutro na wylot 5000m oczekiwać będziemy.
Dzień czwarty ostatni.
Nowy rok przywitaliśmy w starim grade Poreću na rynku, przy muzyce jakowegoś znanego grajka chorwackiego gdzie tłum pod sceną śpiewał mu do wtóru.
Wracając po północy do samochodu po życzeniach oraz symbolicznym piwem i rakiją się stuknięciu, kupiliśmy świeże pieczywo w otwartej o tej porze piekarni i pizzę obok w pizzerii.
A rano budząc się o porze wczesnej, poczułem jeszcze rok poprzedni ciężko na piersi siedzący, który kopał w dodatku mię nieprzyjemnie w podbrzusze.
Więc drzwi tarasowe otworzywszy, słuchając ptaków głosy poranne, do świtania czekałem aż chłód przenikliwy wraz z następcą dwutysięcznym czternastym przegoni stary w niebyt nicości jądra kosmosu z przed Wybuchu Wielkiego, czynności inne poranne umożliwiając mi niezwłocznie dokonać.
A potem na lotnisku, jak zwykle zresztą, sprawne Rzeczypospolitej mieszkańców pospolite ruszenie skoki noworoczne uratowało.
Wylot pierwszy na 5000m Lachy w całości zajęli, mogąc następnie widoki piękne dalekich i ośnieżonych w całości Alp włoskich podziwiać oraz 20o sekundowym dłuższym spadaniem się delektować.
Po drugim skoku w dniu tym, po powrocie do pensjonu drzemkę popołudniową zaliczyliśmy, rakiję kupioną z innemi sprawunkami pakujemy i jutro w drogę powrotną do domu ruszamy…
Epilog,
luty A.D.2014
Dni trzydzieści po powrocie, sącząc trunki chorwackie znamienite w przysiółku swoim dobrzeńskim wieczorową porą, na myśl mi przyszło kilka zdań napisać ku serc pokrzepieniu albo i na odwrót.
Drogę do kraju li tylko jedna przygoda nas spotkała. Tatarzyn niespodziankę jakowąż chciał dokonać na gościńcu którym przemierzaliśmy, strachu nie okazując ni szacunku należytego gospodarzom ziem owych południowych, po których zagony rozpuszczali. Do gwałtu psubraty sposobiły się myślę, na zapasy rakiji naszej, które spore wieźliśmy do domu, by przy smaku ich różnorakiego dłużej wspominać wyprawę udaną. Lecz nie udał się ichnijszy zamysł. Zdradził smród ich okrutny, który niósł się już z odległości wiorsty lub dwóch nawet. Pewnikiem wcześniej mięsiwa zgniłego się najedli lub inną padlinę, winem popsutem popiwszy. Że też im wcześniej brzuchów nie rozdęło na amen. Więc uprzedziwszy ich atak, uderzylim mocą całą z flanki na czambuł psi tatarski. Ci co głowy nie położyli od razu, chłopi miejscowi na pień powbijali potem, co głośniej przy tym wrzeszczącym języki poobcinawszy. A beja samego złapawszy, pasy drzeć kazalim, ogniem żywym przypalając na zmianę.
-O hospody Boże, pomyłuj nas hrisznych za horstokist, okrucieństwo mieszkańców tutejszych. Żydzi do muzułmanów nie po chrześcijańsku się odnoszą!
Kontent z potyczki onej, ruszyliśmy czym prędzej w kierunku Rzeczypospolitej, bojaźń za kontuszem głęboko schowawszy, czy przypadkiem zaraza jakaś fałszywa polityczna w czasie nieobecności naszej na zatracenie kraju nie zgubiła i w ręce moskali czy innej europejskiej hordy za talara nie sprzedała do reszty.
No ale wróćmy do sedna sprawy.
O zaletach i korzyściach miejsca, czasu skakania i sylwestra spędzania niewiele pisać chyba trzeba, fotografie oraz film same za siebie, a raczej za mnie, sens wyjazdu oddają. Jedyną wadę widzę w tym że zwiedzać Istrii czasu więcej nie było jak to drzewiej bywało, na szkoleniu sie skupiając jedynie. Osoby towarzyszące, które ze skoczkami następnym razem zechciałyby przyjechać, na pewno nudzić się nie będą mimo braku temperatury letniej i niemożności kąpania się większości.
Poza tem oczyszczając umysł z myśli jakie mię w Funtanie w czasie wolnym nachodziły w mijającym przełomowym roku, wybranym tylko do ucha wyszeptać niektóre obiecuję, resztę dla siebie zostawiwszy by konfuzyi żadnej nie wywoływać. Jedną się tylko publicznie podzielić mogę w pytanie retoryczne ujmując-
podobnież jak wcześniej do Vrsar przyjechawszy za pierwszem razem (na inne lotniska w krajach sąsiednich też zresztą regularnie jeżdżąc), pytanie i zdumienie nachodzi mię po raz wtóry, leśniczemu ziem turawskich Guniakowi przyklasnąwszy w tym samem: dlaczegóż to na dropzonach zagranicznych skacze się dużo milej i przyjemniej niż na strefach polskich. Li tylko mentalność i nadęcie instruktorów co poniektórych to sprawia, czy może pomieszanie tegoż razem z urzędem naszem lotniczem próbującym uregulować przepisami możliwie wszelakie aspekty spadochroniarstwa naszego, fałszywy dając oręż do walki o skakania bezpieczeństwo, a raczej bardziej do władzy pokazywania.
Żegnając czytelników, oddając sprawozdanie ono pod opinio publica, kłaniam sie nisko i obiecuję chorągwię Śląsko-Wielko Dobrzeńską z rozkazu mojego wystawić nową gdy czas tylko przyjdzie, na wyprawę następną spadochronową w nieznane wyruszyć gotową.
film: klik
fotorelacja: klik